Następnego
dnia po tym wszystkim, kiedy się obudziłam czułam potworny ból głowy. Obok mnie
nie było nikogo, jednak pamiętam, że spałam z Lou w jednym łóżku. Cudownie było
czuć obok jego ciało, ciepłe i przyjemne w dotyku kiedy przytulał mnie przed
snem, a jego bardzo zmęczony głos kiedy mówił „dobranoc” długo brzmiał jeszcze
w moich uszach zanim zasnęłam na dobre. Wstałam z łóżka i rozejrzałam się po
pokoju Harry’ego. Na krześle leżały damskie ubrania, a na nich karteczka z moim
imieniem.
„To są ubrania Gemmy, mam nadzieję, że będą na ciebie dobre”
Gdybym tylko mogła, wybuchłabym
głośnym śmiechem. Oglądając rzeczy, które naszykował mi któryś z chłopaków, a
być może sama Gemma, zastanawiałam się czy oni w ogóle zapomnieli jak
wyglądałam. Ubrania były na mnie zdecydowanie za małe! Nie mogłam, i przede
wszystkim nie chciałam paradować w za małych na mnie ciuchach dlatego też
postanowiłam zostać w tych, które miałam wcześniej. Po paru minutach opuściłam
pokój i zeszłam na dół, do kuchni skąd dobiegały jakieś dziwne odgłosy. Dopiero
po chwili zorientowałam się, że chłopcy szykowali śniadanie śmiejąc się przy
tym naprawdę głośno, a do tego Niall udawał małpę skacząc wokół Louis’ego i
uniemożliwiając mu wygodne poruszanie się po kuchni. Liam śmiał się trzymając
patelnię w ręku, Harry rozmawiał przez telefon w ogromnym skupieniu, a Zayn
instruował Liam’a opierając się o kuchenny blat i trzymając w dłoni papierosa.
Zagryzłam dolną wargę chcąc odsunąć od siebie chęć zapalenia, jednak to było
silniejsze ode mnie. Podeszłam do mulata i zabrałam mu z ręki papierosa zanim
włożył go do ust. Zaciągnęłam się nim mocno i powoli wypuściłam dym…
- Proszę, proszę, ktoś się obudził – usłyszałam głos Louis’ego, który po chwili cmoknął mnie w czoło.
- Wybacz Zayn, potrzeba… - powiedziałam niewinnie wskazując na papierosa i wzruszając ramionami. Spojrzał na mnie rozbawiony i machnął ręką po czym wyjął nowego papierosa i odpalił go. W tej samej chwili Harry skończył rozmawiać przez telefon.
- Palaczy zapraszam na zewnątrz! – krzyknął popychając mnie i Zayn’a w stronę tylnych drzwi. Zaśmialiśmy się oboje i wyszliśmy na podwórko.
Pogoda była całkiem przyjemna. Słońce świeciło na bezchmurnym niebie, a lekki wiaterek sprawiał, że nie chciało się wracać do domu. Usiadłam na schodkach werandy, a Zayn oparł się o belkę obok wpatrując się przed siebie i wyglądał jakby intensywnie się nad czymś zastanawiał, ale wolałam go o to nie pytać… Sama musiałam poważnie przemyśleć i przeanalizować ostatnie wydarzenia. Adopcja, zakochany we mnie przyrodni brat – prawdopodobnie morderca, widok jakiejś zamordowanej kobiety, niewinny Thomas, zniknięcie ojca… Musiałam jeszcze dowiedzieć się co z Cyntią i jej mamą, co jeszcze wydarzyło się w tym garażu wiedziała tylko pani Black. Postanowiłam jeszcze wybrać się na policję by dowiedzieć się co zrobią Adamowi i mamie, która również mogła być w to zamieszana, może powiedzą mi coś o ojcu i tej zamordowanej kobiecie? Może chociaż trochę uda mi się wyjść na prostą o tych wszystkich wydarzeniach. To było trudne, dla mnie przede wszystkim, no bo jak byście zareagowali na wieść, że jesteście adoptowani? A jak na wiadomość, że wasz przyrodni brat jest w was zakochany i to dla was był w stanie zabić kogoś, kogo ty kochaliście całym sercem? Cholera! Jak on w ogóle mógł chcieć wrobić Louis’ego w coś takiego?!
- Co? – usłyszałam cichy i zdziwiony głos Zayn’a. Dopiero po chwili zorientowałam się, że wypowiedziałam na głos własne myśli. Westchnęłam i wstałam ze schodków zgniotłam peta i wrzuciłam go do słoika z wodą.
- Przepraszam – spojrzałam na niego – Po prostu ostatnie wydarzenia… Tak wiele się stało, że sama nie wiem o czym myślę, co mówię i robię. To ma na mnie zły wpływ, a jak pomyślę, że jeszcze tyle przede mną…
- Proszę, proszę, ktoś się obudził – usłyszałam głos Louis’ego, który po chwili cmoknął mnie w czoło.
- Wybacz Zayn, potrzeba… - powiedziałam niewinnie wskazując na papierosa i wzruszając ramionami. Spojrzał na mnie rozbawiony i machnął ręką po czym wyjął nowego papierosa i odpalił go. W tej samej chwili Harry skończył rozmawiać przez telefon.
- Palaczy zapraszam na zewnątrz! – krzyknął popychając mnie i Zayn’a w stronę tylnych drzwi. Zaśmialiśmy się oboje i wyszliśmy na podwórko.
Pogoda była całkiem przyjemna. Słońce świeciło na bezchmurnym niebie, a lekki wiaterek sprawiał, że nie chciało się wracać do domu. Usiadłam na schodkach werandy, a Zayn oparł się o belkę obok wpatrując się przed siebie i wyglądał jakby intensywnie się nad czymś zastanawiał, ale wolałam go o to nie pytać… Sama musiałam poważnie przemyśleć i przeanalizować ostatnie wydarzenia. Adopcja, zakochany we mnie przyrodni brat – prawdopodobnie morderca, widok jakiejś zamordowanej kobiety, niewinny Thomas, zniknięcie ojca… Musiałam jeszcze dowiedzieć się co z Cyntią i jej mamą, co jeszcze wydarzyło się w tym garażu wiedziała tylko pani Black. Postanowiłam jeszcze wybrać się na policję by dowiedzieć się co zrobią Adamowi i mamie, która również mogła być w to zamieszana, może powiedzą mi coś o ojcu i tej zamordowanej kobiecie? Może chociaż trochę uda mi się wyjść na prostą o tych wszystkich wydarzeniach. To było trudne, dla mnie przede wszystkim, no bo jak byście zareagowali na wieść, że jesteście adoptowani? A jak na wiadomość, że wasz przyrodni brat jest w was zakochany i to dla was był w stanie zabić kogoś, kogo ty kochaliście całym sercem? Cholera! Jak on w ogóle mógł chcieć wrobić Louis’ego w coś takiego?!
- Co? – usłyszałam cichy i zdziwiony głos Zayn’a. Dopiero po chwili zorientowałam się, że wypowiedziałam na głos własne myśli. Westchnęłam i wstałam ze schodków zgniotłam peta i wrzuciłam go do słoika z wodą.
- Przepraszam – spojrzałam na niego – Po prostu ostatnie wydarzenia… Tak wiele się stało, że sama nie wiem o czym myślę, co mówię i robię. To ma na mnie zły wpływ, a jak pomyślę, że jeszcze tyle przede mną…
-
Spokojnie – powiedział podchodząc do mnie i przytulając mnie po przyjacielsku –
Masz teraz mnie i chłopaków, Lou i Cyntia zrobią wszystko, byś wyszła na prostą
i była szczęśliwa… Cóż, no a zwłaszcza Louis się o to postara – dokończył cicho
więc oderwałam się od niego i spojrzałam zdziwiona na jego twarz. Zaśmiał się
po czym jeszcze raz mnie przytulił i uspokajająco zaczął się kiwać na boki.
Dwie godziny później postanowiłam wrócić do domu, a Louis oczywiście postanowił tak razem ze mną. Właściwie miał rację, by mi towarzyszyć, bo w końcu nigdy nie wiadomo co może się wydarzyć, prawda? Te chwile horroru poprzedniej nocy będą mnie prześladować jeszcze duuuuużo czasu! Ale co było, już nie wróci i powinnam się z tego cieszyć, nie?
Idąc przed siebie wymyślałam różne wersje tego, co mogę zastać po wejściu do domu. Kolejne zmasakrowane ciało? Kolejna związana i zakneblowana kobieta gdzieś w rogu? Kolejne informacje, które mogą na zawsze odmienić moje życie? Cóż, powinnam być gotowa na wszystko, jednak to nie było takie łatwe. Tak naprawdę mogłam już nigdy nie wrócić do tego domu, mogłam zostać u chłopaków, przeprowadzić się do Cyntii, było przecież tyle możliwości! Jednak brak przy sobie jakichkolwiek pieniędzy szybko wypychał mi te myśli z głowy. Kiedy zbliżaliśmy się ku celowi, Louis złapał moją dłoń i ścisnął mocno chcąc dać mi poczucie bezpieczeństwa i wsparcia, jakich właśnie potrzebowałam. Nie było mi oczywiście łatwo się z tym uporać, a chłopak był w stanie pomóc mi właśnie takim jednym, prostym gestem.
- Poczekaj tu, dobrze? – zatrzymałam się i spojrzałam na Lou z lekkim niedowierzaniem, że właśnie go o to poprosiłam. Przecież nie chciałam, by coś mu się stało, nie wiadomo czy Adam został na policji, czy wrócił, a jeśli jest w garażu i zauważy, że Louis tutaj jest? – Albo nie… - poprawiłam się – Chodź ze mną – ścisnęłam jego dłoń i pierwsza weszłam do środka. Dom wydawał się pusty, ale był tak wielki, że nigdy nie wiadomo czy ktoś się nie schował gdzieś w kącie. Weszłam do salonu, który wyglądał tak, jak widziałam go po raz ostatni, kuchnia tak samo.
A mój pokój?
Najgorszy widok, jaki może być. Wszystko wywrócone do góry nogami, ciuchy wyrzucone z szafy i porozrzucane w całym pomieszczeniu, materac leżał gdzieś na podłodze daleko od łóżka, wszystkie szuflady zostały wysunięte, a ich zawartość całkowicie zniknęła gdzieś pod warstwami bałaganu w pokoju.
- Jakiś huragan przeleciał przez ten pokój czy jak? – Louis z otwartymi w zdziwieniu ustami rozglądał się wokoło, a ja patrzyłam to na niego, to na bałagan w pokoju. Przede wszystkim zastanawiałam się w jakim celu ktoś porozrzucał wszystkie moje rzeczy, czego szukał, czego chciał?!
- Zginęło coś? – zapytał cicho.
- Myślisz, że zorientuję się czy czegoś brakuje w tym bałaganie? – westchnęłam i poszłam do łazienki, gdzie miałam schowane głęboko pieniądze. Tam, całe szczęście było czysto, nic nie rozwalone, wszystko na swoim miejscu więc miałam nadzieję, że odłożone pieniądze, które schowałam w ostatniej szufladzie komody wciąż tam są. I nie myliłam się. Ponad dwa tysiące zwinięte w rulonik leżały dokładnie w tym samym miejscu, w którym je zostawiłam.
- Chodźmy stąd – powiedziałam chowając pieniądze do torebki.
- Nie zabierasz żadnych ciuchów?
- Ktoś jest w domu, chcę stąd wyjść zanim… - nie dane było mi skończyć ponieważ ktoś wszedł do pokoju.
- Ojciec?... – zawołaliśmy jednocześnie z Lou, a po chwili oboje spojrzeliśmy na siebie zdziwieni.
Sama nie wiedziałam czy się przesłyszałam, czy Louis naprawdę nazwał mojego… przyszywanego ojca swoim ojcem. Mężczyzna stał z patelnią w rękach i gotów był do ataku, jednak kiedy nas zobaczył opuścił patelnię pod nogi i schował twarz w dłoniach. Widać było, że był zrozpaczony, ale czemu się dziwić? Jego rodzony syn i żona spiskowali przeciwko jego drugiemu synowi, ale… cholera jasna, nie wiem! Tyle się dzieje, że już sama nie mam pojęcia co jest prawdą, a co nie!
- Amberlee… - zaczął – To nie tak…
- Wiem, że nie jesteś moim ojcem – przerwałam mu z uśmiechem – Bardziej jednak zastanawia mnie to, czy to zwykły zbieg okoliczności, że to ty jesteś prawdziwym ojcem Lou i Adam chciał go dorwać, bo się we mnie biedaczek zakochał – powiedziałam z zażenowaniem chociaż bardziej było mi żal ojca. Właściwie przeżył to samo co ja i na pewno nie wywarło to na nim lepszego wrażenia.
Chciał coś powiedzieć, tłumaczyć się, ale mnie to nie obchodziło. Jedyne o czym marzyłam to opuszczenie tego domu raz na zawsze, bo wcale nie było mi przyjemnie patrzeć znów na to wszystko, po tym, co działo się przez ostatnie dwa dni.
I tak też zrobiłam. Patrząc na Lou, a następnie na ojca, wyminęłam tego ostatniego w drzwiach po czym opuściłam pokój i dom. Gdzieś w oddali słyszałam krzyki i nawoływania obojga, ale nie stawałam ani na chwilę, wiedziałam, że Louis niedługo mnie dogoni i zacznie się tłumaczyć chociaż właściwie nie miał z czego. Zatrzymałam się słysząc, że chłopak biegnie za mną a po chwili dorównuje mi kroku, chciał coś powiedzieć ale powstrzymałam go i złapałam mocno za rękę po czymś uśmiechając się pod nosem zaczęłam rozmowę o jego karierze. Przecież tak naprawdę nie wiedziałam nic, co działo się podczas koncertów, wywiadów, co działo się u niego... Nie wiedziałam, a dlaczego? Bo przyrodni braciszek za sprawą mamusi chciał mnie po prostu zabić i całą winę zwalić na swojego brata a mojego najlepszego przyjaciela.
Dwie godziny później postanowiłam wrócić do domu, a Louis oczywiście postanowił tak razem ze mną. Właściwie miał rację, by mi towarzyszyć, bo w końcu nigdy nie wiadomo co może się wydarzyć, prawda? Te chwile horroru poprzedniej nocy będą mnie prześladować jeszcze duuuuużo czasu! Ale co było, już nie wróci i powinnam się z tego cieszyć, nie?
Idąc przed siebie wymyślałam różne wersje tego, co mogę zastać po wejściu do domu. Kolejne zmasakrowane ciało? Kolejna związana i zakneblowana kobieta gdzieś w rogu? Kolejne informacje, które mogą na zawsze odmienić moje życie? Cóż, powinnam być gotowa na wszystko, jednak to nie było takie łatwe. Tak naprawdę mogłam już nigdy nie wrócić do tego domu, mogłam zostać u chłopaków, przeprowadzić się do Cyntii, było przecież tyle możliwości! Jednak brak przy sobie jakichkolwiek pieniędzy szybko wypychał mi te myśli z głowy. Kiedy zbliżaliśmy się ku celowi, Louis złapał moją dłoń i ścisnął mocno chcąc dać mi poczucie bezpieczeństwa i wsparcia, jakich właśnie potrzebowałam. Nie było mi oczywiście łatwo się z tym uporać, a chłopak był w stanie pomóc mi właśnie takim jednym, prostym gestem.
- Poczekaj tu, dobrze? – zatrzymałam się i spojrzałam na Lou z lekkim niedowierzaniem, że właśnie go o to poprosiłam. Przecież nie chciałam, by coś mu się stało, nie wiadomo czy Adam został na policji, czy wrócił, a jeśli jest w garażu i zauważy, że Louis tutaj jest? – Albo nie… - poprawiłam się – Chodź ze mną – ścisnęłam jego dłoń i pierwsza weszłam do środka. Dom wydawał się pusty, ale był tak wielki, że nigdy nie wiadomo czy ktoś się nie schował gdzieś w kącie. Weszłam do salonu, który wyglądał tak, jak widziałam go po raz ostatni, kuchnia tak samo.
A mój pokój?
Najgorszy widok, jaki może być. Wszystko wywrócone do góry nogami, ciuchy wyrzucone z szafy i porozrzucane w całym pomieszczeniu, materac leżał gdzieś na podłodze daleko od łóżka, wszystkie szuflady zostały wysunięte, a ich zawartość całkowicie zniknęła gdzieś pod warstwami bałaganu w pokoju.
- Jakiś huragan przeleciał przez ten pokój czy jak? – Louis z otwartymi w zdziwieniu ustami rozglądał się wokoło, a ja patrzyłam to na niego, to na bałagan w pokoju. Przede wszystkim zastanawiałam się w jakim celu ktoś porozrzucał wszystkie moje rzeczy, czego szukał, czego chciał?!
- Zginęło coś? – zapytał cicho.
- Myślisz, że zorientuję się czy czegoś brakuje w tym bałaganie? – westchnęłam i poszłam do łazienki, gdzie miałam schowane głęboko pieniądze. Tam, całe szczęście było czysto, nic nie rozwalone, wszystko na swoim miejscu więc miałam nadzieję, że odłożone pieniądze, które schowałam w ostatniej szufladzie komody wciąż tam są. I nie myliłam się. Ponad dwa tysiące zwinięte w rulonik leżały dokładnie w tym samym miejscu, w którym je zostawiłam.
- Chodźmy stąd – powiedziałam chowając pieniądze do torebki.
- Nie zabierasz żadnych ciuchów?
- Ktoś jest w domu, chcę stąd wyjść zanim… - nie dane było mi skończyć ponieważ ktoś wszedł do pokoju.
- Ojciec?... – zawołaliśmy jednocześnie z Lou, a po chwili oboje spojrzeliśmy na siebie zdziwieni.
Sama nie wiedziałam czy się przesłyszałam, czy Louis naprawdę nazwał mojego… przyszywanego ojca swoim ojcem. Mężczyzna stał z patelnią w rękach i gotów był do ataku, jednak kiedy nas zobaczył opuścił patelnię pod nogi i schował twarz w dłoniach. Widać było, że był zrozpaczony, ale czemu się dziwić? Jego rodzony syn i żona spiskowali przeciwko jego drugiemu synowi, ale… cholera jasna, nie wiem! Tyle się dzieje, że już sama nie mam pojęcia co jest prawdą, a co nie!
- Amberlee… - zaczął – To nie tak…
- Wiem, że nie jesteś moim ojcem – przerwałam mu z uśmiechem – Bardziej jednak zastanawia mnie to, czy to zwykły zbieg okoliczności, że to ty jesteś prawdziwym ojcem Lou i Adam chciał go dorwać, bo się we mnie biedaczek zakochał – powiedziałam z zażenowaniem chociaż bardziej było mi żal ojca. Właściwie przeżył to samo co ja i na pewno nie wywarło to na nim lepszego wrażenia.
Chciał coś powiedzieć, tłumaczyć się, ale mnie to nie obchodziło. Jedyne o czym marzyłam to opuszczenie tego domu raz na zawsze, bo wcale nie było mi przyjemnie patrzeć znów na to wszystko, po tym, co działo się przez ostatnie dwa dni.
I tak też zrobiłam. Patrząc na Lou, a następnie na ojca, wyminęłam tego ostatniego w drzwiach po czym opuściłam pokój i dom. Gdzieś w oddali słyszałam krzyki i nawoływania obojga, ale nie stawałam ani na chwilę, wiedziałam, że Louis niedługo mnie dogoni i zacznie się tłumaczyć chociaż właściwie nie miał z czego. Zatrzymałam się słysząc, że chłopak biegnie za mną a po chwili dorównuje mi kroku, chciał coś powiedzieć ale powstrzymałam go i złapałam mocno za rękę po czymś uśmiechając się pod nosem zaczęłam rozmowę o jego karierze. Przecież tak naprawdę nie wiedziałam nic, co działo się podczas koncertów, wywiadów, co działo się u niego... Nie wiedziałam, a dlaczego? Bo przyrodni braciszek za sprawą mamusi chciał mnie po prostu zabić i całą winę zwalić na swojego brata a mojego najlepszego przyjaciela.
.............................................................................................................
Rozdział DZIEWIĄTY! Jeju, jak długo już tu wytrzymałam :o Zazwyczaj zwijałam manatki po jednym-dwóch rozdziałach, a tu proszę. Powstrzymujecie mnie i nie chcąc was zawieść wciąż wysilam się na napisanie kolejnych rozdziałów. Tutaj właściwie nic się nie dzieje, ale wiemy, że przyszywany ojciec Amber jest biologicznym ojcem Louis'ego. Myślicie, że będzie to miało jakiś wpływ na dalszą znajomość tej dwójki? A, no i chciałam prosić was o zagłosowanie w "podrozdziałowej" sondzie.
Czy Amberlee ma znów przyjaźnić się z Thomas'em?
(nie byłaby to łatwa przyjaźń)
TAK lub NIE piszcie w komentarzach :)
1 marca, urodziny Bieber'a więc... NAJLEPSZEGO, co nie? :D
Do następnego xx
♥
Rozdział DZIEWIĄTY! Jeju, jak długo już tu wytrzymałam :o Zazwyczaj zwijałam manatki po jednym-dwóch rozdziałach, a tu proszę. Powstrzymujecie mnie i nie chcąc was zawieść wciąż wysilam się na napisanie kolejnych rozdziałów. Tutaj właściwie nic się nie dzieje, ale wiemy, że przyszywany ojciec Amber jest biologicznym ojcem Louis'ego. Myślicie, że będzie to miało jakiś wpływ na dalszą znajomość tej dwójki? A, no i chciałam prosić was o zagłosowanie w "podrozdziałowej" sondzie.
Czy Amberlee ma znów przyjaźnić się z Thomas'em?
(nie byłaby to łatwa przyjaźń)
TAK lub NIE piszcie w komentarzach :)
1 marca, urodziny Bieber'a więc... NAJLEPSZEGO, co nie? :D
Do następnego xx
♥
lekko się pogubiłam Ale kij z tym.
OdpowiedzUsuńświetny rozdział
Dobrze, że Amberlee ma tak ogromne wsparcie w chłopakach. Tutaj wyraźnie uwydatniła się troska Zayna, który naprawdę troszczy się o najlepszą przyjaciółkę Louisa. I przede wszystkim wierzy w to, że wszystkie ostatnie wydarzenia pójdą w zapomnienie i jeszcze któregoś dnia będzie tak spokojnie, jak kiedyś. Nie jestem tego taka pewna, przynajmniej na razie.
OdpowiedzUsuńTo spotkanie Amber z ojcem, który jest równocześnie rodzicem Tomlinsona. CO? Tego to się chyba nikt nie spodziewał. Szczerze mówiąc to współczuję bardzo Amberlee. Przeszła naprawdę wiele, a teraz krok po kroku dowiaduje się całej prawdy, którą wszyscy ukrywali przed nią przez te lata. To musi być coś strasznego.
Czekam na rozdział następny, życzę dużo weny! Pozdrawiam. xx
Przeczytałam rozdziały jednym tchem i twoje opowiadanie jest świetne <3 Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńBiedna Amberlee :( W ciągu kilku dni okazuje się, że cały czas żyła w kłamstwie :( Dobrze, że przynajmniej może liczyć na wsparcie Cyntii i chłopaków :)
Według mnie powinni się nadal przyjaźnić :)
Życzę weny :D
A i dodałam 1 rozdział na http://we-are-secret.blogspot.com/ mam nadzieję, że ci się spodoba i się nie zawiedziesz :D
Rozdział świetny:) tyle się dzieje, że szok :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że relacja między Amberlee a Louisem się nie popsuje. Przecież nie są prawdziwym rodzeństwem. Podoba mi się też to jak Zayn zachował się w stosunku do niej. Na prawdę dobry z niego przyjaciel, ciekawe czy może być z tego coś więcej?
Myślę, że Thomas namieszał dość sporo w jej życiu, ale w sumie nie zrobił nic złego, więc ich znajomość mogłaby iść w dobrym kierunku, byle by się do niej nie przystawiał :D
Czekam na następny z wielką niecierpliwością, pozdrawiam Asiek.
Nie xD (to odpowiedź na twoje pytanie :D)
OdpowiedzUsuńRozdział cudny! *^* A moment z Zaynem był uroczy ^^ Oby tylko Amber i Lou się nie pokłócili z powodu ojca, nie pozwalam na to! xD Muszą się jakos dogadać, a juz na pewno muszą porozmawiać! Unikanie tematu jest bee, Amberlee [grozi palcem] xD
Czekam na kolejny rozdział♥
Pozdrawiam i życzę weny♥
Na początku chciałabym przeprosić za to, iż zostawiłam spam, bez skomentowania rozdziału. Ostatnio pojawiło się wiele nowości i po prostu nie wyrabiam z komentowaniem, ale nieważne. Przejdę do rozdziału.
OdpowiedzUsuńOd razu spodobał mi się Twój styl pisania. Przyjemnie się czyta i jest łatwy, co niezmiernie mnie cieszy. Cóż, Amberlee zdecydowanie nie ma łatwo i nawet nie chcę myśleć, co by było, gdyby nie znała chłopaków.
Zayn w tym rozdziale był bardzo słodki, i to jak wspierał Amber... No po prostu OCH i ACH!
Trochę zaczynam martwić się o relacje Amber i Louisa po tym spotkaniu z ojcem, ale jestem dobrej myśli i mam nadzieję, że nie dojdzie do żadnej kłótni po tej wizycie.
Osobiście byłam w szoku, kiedy Louis nazwał tego typa swoim ojcem. Miałam tzw. ''wielkie WTF'' na twarzy po przeczytaniu tego fragmentu. Z pewnością pojawią się kolejne komplikacje, ale bez tego, byłoby nudno, więc dołączam do obserwatorów i wyczekuję kolejnego rozdziału.
Pozdrawiam
xoxo
kurde, jak ja nie lubię, jak piszę komentarz, a on później mi znika. Dobra, zacznę od nowa.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie rozdziały i muszę przyznać, że zaskoczyłaś, bo z początku sądziłam, że to będzie kolejny zwykły romans, a jednak pojawiło się coś więcej. Lekko się czyta, nie ma wielu błędów, chodź zdarza się brak przecinków, ale co z tego.
Jednak mam wrażenie, że sama do końca nie wiesz, dokąd ma zmierzać Twoja historia i pytasz się nas o dalszy przebieg wydarzeń. Nie powinnaś - przecież to Twoja historia, Twój świat i Twoja decyzja, a nie nasza. Rozumiem, że piszesz także dla czytelników, ale staraj się pisać tak, jak ty chcesz, a nie jak my chcemy.
Wydaję mi się, że lepiej znam Thomasa niż Louisa. Cintia zareagowała na widok swojej matki dość... hmm, dobrze to przyjęła. Oczywiście płakała i krzyczała, ale nie wydawała się być w głębokim szoku.
No dobra, ogólnie blog mi się podoba, będę go czytać i nie wątp w siebie!
A może by tak sex z Thomasem? Hehe, chyba tylko ja o tym pomyślałam! Kręcą mnie czarne charaktery, hihi, ale ja jestem głupia.
Pozdrawiam i życzę weny!