niedziela, 26 stycznia 2014

Through the dark.

Louis przechadzał się po ulicach Nowego Jorku. Deszcz uderzał o jego kurtkę, drobne wodne kropelki spływały z jego włosów na twarz i szyję, ale nie przejmował się tym. Sam nie wiedział co się z nim w tamtym momencie działo. Nie chciał z nikim rozmawiać, nikogo widzieć. Jedyną osobą, o której w tamtej chwili myślał była Amberlee. Po prawie roku niewidzenia się znów spojrzy w jej oczy, w których zakochał się od samego początku. Znów usłyszy jej głos, znów ją spotka! Czekał na to cały rok. Ale... Czy rzeczywiście będzie tak pięknie jak się tego spodziewał? Wszedł do jednego z najcichszych miejsc w mieście. Był to klub, ale nadzwyczaj cichy jak na takie miejsca w Nowym Jorku. Zajął miejsce przy barze i zamówił zwykłą wodę. Nie zależało mu na tym, by się napić i nie wrócić na noc do domu, chciał po prostu odejść od tego ulicznego zgiełku, od głosów samochodów. Chciał się czuć całkiem sam. Było to dla niego jedyne dobre wyjście by nie wybuchnąć złością na kogo popadnie. Przez cały czas myślał o Amber. Czy znalazła sobie kogoś przez ten rok i dlatego się do niego nie odzywała i nie odpowiadała na wiadomości? A może coś jej się stało? Przewidywał najgorsze scenariusze. Kiedy doszedł do wniosku, że Amberlee nawet jakby bardzo chciała, nie mogłaby umrzeć, usłyszał dźwięk swojego telefonu. Była to Cintia. Zdziwił się, bo przez pół roku nie dawała znaku życia. Nie wiedział co zrobić, ale w końcu zdecydował się na odebranie połączenia.
- Louis Tomlinson! - krzyknęła w słuchawkę tak głośno, że parę osób siedzących w klubie ją usłyszało co sprowadziło na chłopaka parę natrętnych dziewczyn. Wstał z krzesełka i schował się w toalecie.
- Dzięki... - westchnął - Czego chcesz?
- Dlaczego jesteś taki ponury? Dzisiaj kończycie trasę, wracasz do domu! - mimo tego, że jej nie widział mógł przysiąc, że dziewczyna się uśmiechała. Może nawet by go to poruszyło, gdyby nie fakt, że głos miała jakiś sztucznie wesoły.
- Czego chcesz? - powtórzył. Był bliski płaczu. Chciał ją zapytać o Amberlee, ale wtedy wszystko by się wydało, jego zmartwienia, wątpliwości i złe przeczucia, a Cintia mogłaby to wszystko inaczej zinterpretować, opowiedzieć o tym przyjaciołom i jeszcze bardziej go pogrążyć. Właściwie nie tylko jego, ale cały zespół. I nagle zrozumiał, że to, co dziewczyna miała mu do powiedzenia było związane właśnie z tym "wszystkim" czego najbardziej się obawiał.

*AMBERLEE*
*DWA DNI PÓŹNIEJ*

Stałam przy oknie w sali czekając na lekarza. Za mną, na łóżku, siedziała mama uśmiechając się jakoś dziwnie. Ona zawsze była dziwna, ale nigdy nie widziałam by na jej twarzy gościł tak chytry uśmieszek. Przyszedł lekarz, dał mi wypis i wreszcie mogłam wyjść z tego budynku. Tak dawno nie byłam na dworze...
Przy samochodzie mamy ktoś stał. Po włosach poznałam, że była to Cintia. Uśmiechała się od ucha do ucha i przytuliła mnie na przywitanie. Mama spojrzała na nią jakoś dziwnie, sztucznie się uśmiechając, a ja z Cintią wsiadłyśmy do samochodu.
- Muszę na chwilę pojechać do pracy. Podwiozę was do restauracji pod biurem, dobrze? - usłyszałam bezbarwny głos mamy z radosnym głosem przyjaciółki. Zaczęło się. Myślałam, że przez ten rok mama choć trochę uszanuje sytuację materialną i pieniężną rodziny Cintii, ale tymczasem ona jeszcze bardziej jej znienawidziła. I Dlaczego?
- Dobrze, mamo... - westchnęłam.

- Wiesz... - odezwałam się do przyjaciółki kiedy siedziałyśmy już z kawą przy stoliku - Przez te dwa tygodnie zastanawiałam się nad swoim życiem - westchnęłam - Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało, przecież wiesz.
- O co chodzi, Amber? - Cintia upiła łyk kawy i spojrzała na mnie uważnie i z troską.
- Powiem mamie, że się wyprowadzam - wypaliłam.
Miałam już dwadzieścia lat. Miałam prawo się wyprowadzić. Zwłaszcza, że przez całe życie zbierałam na to pieniądze. Adam wyprowadził się w wieku osiemnastu lat bo nie był w stanie wytrzymać narzekań i narzucanych mu obowiązków przez rodziców. Po wyprowadzce stał się niezależny. Postanowiłam pójść jego śladem.
- Myślisz, że to dobry pomysł? Dopiero wyszłaś ze szpitala.
- Nie dam się im okłamywać. Za dużo powiedzieli. Mam wrażenie, że tylko Adam był wobec mnie szczery.
- W której kwestii?
- Mojego bycia w szpitalu - przyłożyłam kubek z kawą do ust, ale nie napiłam się - Zaraz... Cin, powiedz mi...
- Twoi rodzice - przerwała mi rudowłosa.
- Co oni?
- Właściwie to jakiś gościu na ich zlecenie przejechał cię wtedy samochodem.
- O czym ty mówisz? - odłożyłam kubek i wyprostowałam się, patrzyłam na nią uważnie.
- Dwa dni temu rozmawiałam z twoją mamą. Powiedziała mi wszystko. Musisz mi uwierzyć. To nie Louis, to nie żadna kłótnia ani chęć popełnienia samobójstwa. Twoi rodzice wynajęli jakiegoś faceta, żeby cię przejechał.
- I niby po co?
- Żeby zwalić wszystko na mojego kuzyna, który i tak nie ma łatwego życia. Bóg jeden wie dlaczego twoi rodzice chcą zniszczyć karierę Lou. Właściwie nie tylko jego, bo całego zespołu. Jak tylko się o tym dowiedziałam, zadzwoniłam do Tomlinsona i wszystko mu powiedziałam. Amberle... On nic nie wiedział o tym wypadku. Przewidywał, że coś ci się stało. Ani twoi rodzice, ani Adam nie zadzwonili do niego i nie powiedzieli mu o twoim wypadku.
- A ty dlaczego tego nie zrobiłaś?
- Byłam pod presją twoich rodziców.
- Jeszcze powiesz, że zapłacili ci, żebyć nic mu nie mówiła.
- Za kogo ty mnie masz? - Cintia złapała mnie za rękę i uścisnęła ją mocno - Amberlee, posłuchaj mnie... - wciąż coś do mnie mówiła, ale ja jej nie słuchałam. Patrzyłam przed siebie. Widziałam coś, to znaczy... Kogoś - Amber? - głos przyjaciółki słyszałam jak przez mgłę, a ona zauważając, że w ogóle na nią nie patrzę podążyła moim wzrokiem i ujrzała swojego dalekiego kuzyna.
Louis stał jak wryty patrząc na mnie z równie wielkim zdziwieniem, jakim ja patrzyłam na niego. Cintia wstała z krzesła i podeszła do niego, przytuliła mocno osłupiałe ciało chłopaka i złapała go za rękę ciągnąc w moją stronę. Jak ona w ogóle mogła to zrobić? W sumie... Ja sama nie byłam pewna czy chciałam widzieć się teraz z Tomlinsonem, czy nie... W sumie... Nie wiedziałam co myśleć. Wstałam z krzesła i przeszłam obok Cintii i chłopaka po czym opuściłam restaurację. Usłyszałam jak oboje mnie wołają, ale chwilę później ich krzyki zostały zagłuszone przez piski fanek One Direction. Pierwszy raz naprawdę byłam świadkiem czegoś takiego, i już polubiłam dziewczyny które odciągnęły mnie od Lou. Nie chciałam z nim rozmawiać. Nie teraz. Postanowiłam to wszystko przemyśleć, ale nie udałam się od razu do domu.
Park, do którego kiedyś co sobota chodziliśmy z brunetem i rozmawialiśmy o naszych problemach, o radościach i przeżytych wspólnie chwilach. Usiadłam na drewnianej ławce, na której pewnego dnia Lou wydrapał nożykiem nasze imiona. To była niespodzianka dla mnie z okazji urodzin. Dwa dni później miałam wypadek i na następny rok straciłam kontakt ze światem. Schowałam twarz w dłonie.
Jakie to wszystko jest pogmatwane!
- Erm... Amberlee Dicker? - usłyszałam za sobą głos jakiegoś chłopaka. Ale nie był to Lou, na pewno nie! Odwróciłam się powoli i zauważyłam kogoś, kto był ostatnią osobą, z jaką chciałabym się w takiej chwili zobaczyć...

..................................................................................................................................

Kolejny rozdział z serii "najnudniejsza twórczość Andrei".
Starałam się, by rozdział był długi, ogólnie połowę musiałam dopisać i zmieniać, żeby jakoś to wyglądało. Wiem, że na końcu jest najgorzej. Ale nie miałam pomysłu jak zakończyć ten rozdział. Hmm...
Wyjaśniam pewną kwestię: Akcja ogólnie dzieje się w latach początkowych istnienia One Direction. Dlatego też Amberlee była pierwszy raz świadkiem naskoku fanek na Lou. Mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi...
Dziękuję również za tak dużą ilość komentarzy, mam nadzieję, że to się nie zmieni bo piszecie naprawdę motywujące komentarze!

Przy okazji! Chciałabym was poinformować | zaprosić na mojego bloga graficznego, skąd możecie pobierać szablony wolne jak i składać zamówienia. Będę wdzięczna za wszelką pomoc w rozpowszechnianiu bloga.
{ kliknij, aby przejść do szabloniarni }

12 komentarzy:

  1. Kolejny świetny rozdział! Szczerze,myślałam,że skoro już się spotkali po tym czasie to chociaż zamienią ze sobą kilka słów a tu takie zaskoczenie :D Pisz szybciutko następny,jestem ciekawa co będzie dalej.
    @only_hopexx

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie! Jestem strasznie ciekawa kto zaczepił dziewczynę w parku, oraz tego, jak rozwinie się sytuacja z Louisem, czy mu uwierzy i oboje dojdą do prawdy z wypadkiem. :)
    Fajnie, że kolejny rozdział pojawił się dzisiaj, na niektórych blogach trzeba czekać tygodniami, a tu takie zaskoczenie, że dziś odnalazłam tego bloga i tego samego dnia czytam kolejny rozdział. :)
    Czekam na kolejne!!! :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem w szoku. Rodzice kogoś wynajęli? Nie mieści mi się to w głowie. Przecież to nieludzkie.
    Chciałabym w końcu się dowiedzieć jak było naprawdę. Zastanawiam się jak potoczy się sprawa z Lou.
    No i kto ją zawołał?
    Czekam na ciąg dalszy.
    Całuję <3
    [gotta-be-you-darling]
    @Gattino_1D

    OdpowiedzUsuń
  4. Łoo matuchno.. ja się dziwię, że dziewczyna jeszcze sie nie wyprowadziła xD Trochę zaskoczyła mnie reakcja dziewczyny na Lou, a dokładniej jego uniknięcie, chciaż po tym co się stało.. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział♥
    Pozdrawiam i życzę weny♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczuwałam, że rodzice Amber mają coś wspólnego z jej wypadkiem, ale nie sądziłam, że posuną się do tego stopnia. Co im strzeliło do głowy? Zresztą, za co tak bardzo nienawidzą Louisa? Żaden powód nie usprawiedliwia ich czynu, żaden. Przecież skrzywdzili własne dziecko, czy oni tego nie rozumieją? A co, gdyby Amberlee umarła? Nie sądzę, by chcieli mieć ją na sumieniu. Chociaż, kto ich tam wie. W szoku jestem, naprawdę. Ale za to cieszę się, że Cintia wszystko powiedziała przyjaciółce. Wiadomo, że Amber będzie chowała do niej urazę, ale myślę, że nie na długo. I w końcu będzie musiała porozmawiać z Louisem i wszystko wyjaśnić. Ale zastanawia mnie i jednocześnie przeraża osoba, która pojawiła się na końcu rozdziału. Któż to taki? No nic, czekam na rozdział kolejny, dużo weny życzę. Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurczę,myślałam,ze nie komentowałam tego rozdziału a tu jednak.W każdym razie jeszcze raz napiszę ,że jest on wprost genialny : ) plus informuję o nowym rozdziale na : http://i-know-how-it-goes.blogspot.com/. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. KOCHAM ♥ !!!
    zajrzałabys do mnie ? http://the-darkness-alone.blogspot.com/ ZAPRASSZAM ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Rodzice mieli by wynająć gościa żeby przejechał ich córkę? Coś mi tu nie gra, wszystko zaczyna być bardzo zagmatwane. Będę tutaj wpadać częściej :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za wyrażenie swojego zdania...
      W komentarzu pod prologiem zwróciłaś mi uwagę na brak akapitów. Odniosę się do tej kwestii - nienawidzę stawiać akapitów i brakuje mi czasu na pilnowanie się z nimi, ale postaram się poprawić błąd...

      Pozdrawiam.

      Usuń
  9. Cholercia ale strasznie intrygujące opowiadanie! Uwielbiam to. Tyle tajemnic, tyle pytań, intrygi, super! :)
    Zastanawia mnie dlaczego jej rodzice chcą zniszczyć karierę Louisa i zespołu, bo co? Czekam na kolejny z wielką niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem w szoku! Jak jej rodzice mogli zrobić coś takiego!?!?
    Troche zdziwiła mnie jej reakcja na spotkanie Lou.Dlaczego go nienawidzi?
    Rozdział jak zawsze cudny.

    Pozdrawiam
    ~Olcia♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Ale, że jak to? Dlaczego Ci idioci (przepraszam za słownictwo) mieliby ryzykować życie własnej córki? Po to, żeby zniszczyć karierę Louisa? To miał być powód, żeby zabić własne dziecko?
    Ta rodzina jest pokręcona! Oni powinni wylądować w szpitalu psychiatrycznym, bo coś z nimi jest naprawdę nie w porządku.
    Byłam zaskoczona tym, co powiedziała Cintia, jednak bardziej zaskoczyła mnie wizyta Louisa. Byłam niemal pewna, że zaraz rzucą się sobie w ramiona i będzie happy time, ale wcale tak nie było, i w sumie to nawet lepiej. Amberlee jest w kiepskim stanie, a to o czym się dowiedziała, zdecydowanie ją dobiło, także dobrze ją rozumiem.
    To słodkie, że Loui tak się o nią martwi i troszczy. Ach, no uroczy!
    Czekam na ciąg dalszy. Muszę przyznać, że masz wspaniały styl pisania. Bardzo miło się czyta.
    xoxo

    OdpowiedzUsuń